|8| Gdyby...
Co by było gdybyśmy widzieli swoje serca?
Wiedzielibyśmy, na czym stoimy. Wiedzielibyśmy, na czym polega nasza relacja. Znalibyśmy nasze uczucia. Mielibyśmy świadomość, co czuje druga osoba w danym momencie, w momencie spotkania z naszymi oczami.
Serce za każdym razem zmieniałoby swój kolor. Inne uczucie mieszkające w nim = inny jego kolor. Serce złe byłoby czarne. Smutne byłoby białe. To, czujące żal - blado-niebieskie. Niemogące odnaleźć swojego miejsca - blado-fioletowe. Zranione, złamane - sine. Zawstydzone - biało-różowe. I to najważniejsze, najistotniejsze dla nas, które pozwoliłoby nam być teraz razem - serce pełne miłości miałoby kolor czerwony.
Co by było gdybyśmy widzieli nawzajem swoje uśmiechy?
Wiedzielibyśmy, kiedy druga osoba jest szczęśliwa. Moglibyśmy wysłać jej swój uśmiech, który spowodowałby u niej jeszcze większy i bardziej szczery. Nasze życie stało by się uśmiechnięte ze względu na śmiech drugiej osoby. Nadało by to sens naszej egzystencji na świecie. Wiedząc, że ta osoba się śmieje mięlibyśmy pewność, że dobrze się czuje, jest w pewnym stopniu szczęśliwa - a my razem z nią. Widząc uśmiech drugiego z nas, na naszej twarzy mimowolnie pojawiał by się on również.
Uśmiech wewnętrzny także były widoczny. Patrząc sobie w oczy, choćby ten kontakt wzrokowy trwał ułamek sekundy, moglibyśmy wyczytać to wewnętrzne szczęście płynące w naszych żyłach. Być szczęśliwi razem nie będąc razem. Mając nadzieję, że wszystkie te uśmiechy, odczytane jako szczere, właśnie takie były.
Mówi się, że gdy śmiejemy się w grupie, patrzymy na osobę najbardziej przez nas lubianą. W ten sposób moglibyśmy uniknąć domysłów o swoich uczuciach. Wiedzielibyśmy, że coś nas ciągnie do siebie.
Co by było gdybyśmy wcześniej zrozumieli siebie?
Może dziś, w tej chwili, w tej konkretniej sekundzie, siedzielibyśmy wtuleni w siebie na sofie w twoim salonie oglądając jakiś film, na który i tak żadne z nas nie zwracałoby uwagi. Może właśnie rozmawialibyśmy o naszych wspólnych wzlotach i upadkach oraz ranach, które wyżłobiliśmy sobie nawzajem. To właśnie one nas zaprowadziły do tego miejsca, w którym jesteśmy teraz. To właśnie one ukształtowały w nas takich ludzi, jakimi dziś jesteśmy. To one sprawiły, że kochaliśmy się, jednocześnie będąc dla siebie najgorszymi wrogami.
To chore, ale tak właśnie jest. Czasem musimy upaść, żeby potem wznieść się na wyżyny. Jednak ja zbyt często czułam, że wcale się nie wzbijam, a jedynie wpadam w głębszą otchłań. Wtedy ty przyszedłeś, jednocześnie otwierając wszelkie niezagojone rozcięcia w sercu i zszywając je na nowo. Nie wiem dlaczego postanowiłam ci zaufać po raz kolejny. Człowiek raz coś zrobił i, jeśli nie uświadomi sobie powagi tego czynu, będzie robił to nadal. W końcu dlaczego przestępcy nie przechodzą na dobrą drogę, a jedynie trafiają za kratki, gdy policja złapie ich podczas kolejnego napadu na jubilera?
Ja, teraz
Może nie byłam jubilerem, ale obrabowałeś mnie z całej nadziei i siły wewnętrznej. Może jednak nie byliśmy sobie przeznaczeni, może jestem jedynie marzycielką, desperatką, która wreszcie chciałaby zostać pokochana. Po tym wszystkim z jednej strony mam nadzieję, że kiedyś się to wydarzy. Z drugiej natomiast moja głowa nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłabym być szczęśliwa.
Minęło już trochę czasu odkąd mnie zraniłeś, a ja nadal, mimo to, pamiętam uczucie bólu, który mi sprawiłeś. I na moje nieszczęście, niestety, nigdy go nie zapomnę.
-----
Witajcie,
Takie poniekąd osobiste przemyślenia, które pisałam długi czas. Teraz przy publikacji jedynie wprowadziłam kilka poprawek, napisałam jeden akapit do drugiej części jak i całą czwartą.
Wena mi długi czas nie dopisywała, może wakacje przyniosą mi jej trochę. Bo doświadczeń za ten czas miałam wiele, a więc w sumie będzie o czym pisać.
Jeżeli będę mieć pomysły na inne gdybania, może kiedyś coś tu dopiszę. Możecie też sami pisać Wasze propozycje!
Do następnego kochani!
Uśmiech wewnętrzny także były widoczny. Patrząc sobie w oczy, choćby ten kontakt wzrokowy trwał ułamek sekundy, moglibyśmy wyczytać to wewnętrzne szczęście płynące w naszych żyłach. Być szczęśliwi razem nie będąc razem. Mając nadzieję, że wszystkie te uśmiechy, odczytane jako szczere, właśnie takie były.
Mówi się, że gdy śmiejemy się w grupie, patrzymy na osobę najbardziej przez nas lubianą. W ten sposób moglibyśmy uniknąć domysłów o swoich uczuciach. Wiedzielibyśmy, że coś nas ciągnie do siebie.
Co by było gdybyśmy wcześniej zrozumieli siebie?
Może dziś, w tej chwili, w tej konkretniej sekundzie, siedzielibyśmy wtuleni w siebie na sofie w twoim salonie oglądając jakiś film, na który i tak żadne z nas nie zwracałoby uwagi. Może właśnie rozmawialibyśmy o naszych wspólnych wzlotach i upadkach oraz ranach, które wyżłobiliśmy sobie nawzajem. To właśnie one nas zaprowadziły do tego miejsca, w którym jesteśmy teraz. To właśnie one ukształtowały w nas takich ludzi, jakimi dziś jesteśmy. To one sprawiły, że kochaliśmy się, jednocześnie będąc dla siebie najgorszymi wrogami.
To chore, ale tak właśnie jest. Czasem musimy upaść, żeby potem wznieść się na wyżyny. Jednak ja zbyt często czułam, że wcale się nie wzbijam, a jedynie wpadam w głębszą otchłań. Wtedy ty przyszedłeś, jednocześnie otwierając wszelkie niezagojone rozcięcia w sercu i zszywając je na nowo. Nie wiem dlaczego postanowiłam ci zaufać po raz kolejny. Człowiek raz coś zrobił i, jeśli nie uświadomi sobie powagi tego czynu, będzie robił to nadal. W końcu dlaczego przestępcy nie przechodzą na dobrą drogę, a jedynie trafiają za kratki, gdy policja złapie ich podczas kolejnego napadu na jubilera?
Ja, teraz
Może nie byłam jubilerem, ale obrabowałeś mnie z całej nadziei i siły wewnętrznej. Może jednak nie byliśmy sobie przeznaczeni, może jestem jedynie marzycielką, desperatką, która wreszcie chciałaby zostać pokochana. Po tym wszystkim z jednej strony mam nadzieję, że kiedyś się to wydarzy. Z drugiej natomiast moja głowa nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłabym być szczęśliwa.
Minęło już trochę czasu odkąd mnie zraniłeś, a ja nadal, mimo to, pamiętam uczucie bólu, który mi sprawiłeś. I na moje nieszczęście, niestety, nigdy go nie zapomnę.
-----
Witajcie,
Takie poniekąd osobiste przemyślenia, które pisałam długi czas. Teraz przy publikacji jedynie wprowadziłam kilka poprawek, napisałam jeden akapit do drugiej części jak i całą czwartą.
Wena mi długi czas nie dopisywała, może wakacje przyniosą mi jej trochę. Bo doświadczeń za ten czas miałam wiele, a więc w sumie będzie o czym pisać.
Jeżeli będę mieć pomysły na inne gdybania, może kiedyś coś tu dopiszę. Możecie też sami pisać Wasze propozycje!
Do następnego kochani!
Komentarze
Prześlij komentarz