|6| Książka

Miejsce akcji: Jego dom
Czas akcji: noc
Bohaterowie: Ty, on


  Depresja. I obłęd. I jeden wielki kłębek myśli, których z każdym dniem było w mojej głowie coraz więcej i więcej. To to, co przez tamte lata mojego życia psuło mi psychikę. Nawet nie pamiętam, kiedy dokładnie się to stało. Ale nienawidziłam przez to siebie. I swojej nudnej, bezwartościowej egzystencji jeszcze bardziej.
  Pewnego dnia, kiedy to wszystko dotarło na szczyt mojego bycia, całkowicie wpadłam. Trochę może oszalałam. Pewność siebie i nieopanowana żądza zemsty opanowała moje ciało i myśli na kilka tygodni. Do nikogo się nie odzywałam, unikałam kontaktu z kimkolwiek. Najlepszym wyjściem dla mnie było wtedy opuszczanie szkoły. Jednak przez nacisk rodziców musiałam tam chodzić i narażać się na całkowite zepsucie, które po jakimś czasie nastąpiło. Nieoczekiwane. Niekontrolowane.
  Wymknęłam się z domu w nocy, kiedy nikt nie mógł mnie zobaczyć. W pierwszej kurtce, jaką chwyciłam i butach, na które też nie zwróciłam uwagi, udałam się do głównego źródła mojego omamienia. Nie wiedząc dokładnie, gdzie tak na prawdę idę. Wiedziona impulsem, bez możliwości racjonalnego myślenia. Po prostu szłam. Nie obchodziło mnie wtedy to, że przede mną 20 kilometrów drogi, których w normalnej sytuacji nie zdołałabym przejść. Jedyne, o czym myślałam to to, czy będę mieć z tego jakieś korzyści. W końcu zemsta jest piękna, ale czy zawsze wszystko idzie po naszej myśli? Nie. Szczególnie nie w moim przypadku.
  Byłam coraz bliżej celu, kiedy natrafiłam na rozwidlenie dróg. Osoba, która nie wie, co robi w takim momencie jest jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej. A ja jakimś cudem trafiłam w tą dobrą. I kolejnym cudem znalazłam ten dom. 
  Zanim włamałam się do środka, wygrzebałam telefon z kieszeni. Była 2.21. Tak bardzo znacząca godzina, jak tak teraz na to spojrzeć. Obeszłam dom dookoła kilka razy. Zatrzymałam się w przypadkowym momencie. W ten sposób znalazłam się pod oknem, do którego dziś dążyłam. Było otwarte. Rozejrzałam się w poszukiwaniu sposobu na przedostanie się tam, i moje oczy napotkały drabinę na podwórku sąsiada. Zabrałam ją, ustawiłam i bez namysłów weszłam po niej do pokoju. 
  W środku było całkiem ciemno. Jedyne światło, które rozjaśniało mi obraz przed oczami, dawał mój jedyny przyjaciel - księżyc. Stałam nieruchomo twarzą do miejsca, gdzie ktoś lub coś ukrywało się pod kołdrą. Wodziłam oczami po całym pomieszczeniu. Było urządzone w ciemnych kolorach. Zrobiłam krok do przodu. Jeden, drugi, trzeci. W tym momencie na wprost moich oczu ukazała się postać. Ta, do której przyszłam. Najciszej jak potrafiłam, usiadłam na boku łóżka wpatrując się cały czas w przestrzeń. Spędziłam tak kolejną godzinę czekając na coś, czego nawet nie potrafię nazwać. Po tym czasie człowiek przede mną się obudził. Chcielibyście zobaczyć jego minę w tamtej chwili, kiedy podniósłszy się, ujrzał zakapturzoną mnie. Wtedy wszystko nabrało szybszego tępa. 
  Zaczęłam mówić, nie zastanawiając się nad dobieranymi słowami.
  - Hej, nie bój się. Poznajesz mnie?
  Ściągnęłam kaptur. Przeraził się jeszcze bardziej.
  - Nie martw się, przyszłam w celach pokojowych. Powinniśmy wyjść z tego cało. A przynajmniej ty, bo nie wiem co zrobię ze sobą po tym, co za chwile powiem. Tylko nie przerywaj.
  I zaczęło się.
  - Panie 'Mieszający w głowach ludziom', wiem, że teraz nie wierzysz w to, co widzisz. Ale spróbuj, jestem prawdziwa, zobacz. - chwyciłam jego dłoń i przyłożyłam do mojego policzka. - To wszystko to twoja wina. To, co właśnie się dzieje, to, co to wywołało, to, co wprawiło mnie w taki stan, w jakim własnie jestem. Obłęd i swego rodzaju szaleństwo. I nie, nie jestem żadnym chorym psychicznie człowiekiem. To ja. Tylko w innym wydaniu. W Twoim wydaniu. To ty jesteś winowajcą moich problemów ze sobą, to ty sprawiłeś, że mam mętlik w głowie, którego od lat nie udaje mi się rozplątać, to ty wprowadziłeś mnie w to życie, życie z depresją, niejednoznacznymi wersjami różnych wydarzeń, zbędną nadzieją na lepsze i nocami pełnymi zamartwiania się o kolejny dzień. Po czymkolwiek co zrobiłeś, odbywałam rozmowę z samą sobą. I zawsze były dwie odpowiedzi: tak, to coś znaczy i nie, idiotko, nie licz na nic, on tylko z tobą gra. A ja nie znałam jeszcze zasad. Teraz, kiedy uświadomiłam sobie, jak bardzo wpłynąłeś na moją psychikę i jak bardzo ją zrujnowałeś, już je znam. Lepiej niż ty. Bo stworzyłam nowe, własne zasady i dziś gram według nich. Dlatego właśnie się uśmiecham do ciebie. W końcu wygram. 
  Spojrzałam na niego tryumfalnie i kontynuowałam zabawę.
  - Przez cały czas byłeś dla mnie nieodgadniony, nie do końca odkryty. Jak Książka, którą zakończyło się czytać w momencie, gdy możliwych jest wiele zakończeń. Te wątpliwości doprowadziły mnie do szału. Z każdym dniem było coraz gorzej. Odrzucałam wszystkich wokół bojąc się, że mogę zrobić coś, czego bym żałowała. Całkiem odsunęłam się od znajomych, a z rodziną rozmawiałam tylko jeśli było to konieczne. Dziś wieczorem jednak osiągnęłam najwyższą skalę. I postanowiłam przyjść tu i raz na zawsze to zakończyć. A teraz oddaję ci głos. Jakieś słowa wyjaśnienia?
  Milczał. Czy to dlatego, że nie chciał się tłumaczyć czy po prostu nadal nie dowierzał w to, co się stało? Sięgnęłam po pierwszą rzecz, która znajdowała się po mojej lewej. Szklanka. Świetnie. Podniosłam dłoń trzymając w niej szkło. Byłam coraz bliżej i bliżej. Nie wiedziałam, co chciałam zrobić. Jednak poczułam, że ktoś zatrzymał mnie, zaciskając swoją dłoń na moim przedramieniu. I usłyszałam odpowiedź.
  - To będzie banalne, ale wiem przez co przechodzisz. Ja też miałem w swoim życiu takie momenty, w których mój umysł już nie nadążał za tym, co się dzieje. Plątałem się we własnych myślach i wersjach końca tego niedokończonego. Czasem nie potrafiłem się skupić, bo to wszystko aż tak przejęło mnie i moje ciało. Przez jakiś czas ukrywałem to przed samym sobą. Ale to nie było to najlepsze wyjście. I nie miałem innych światełek w tunelu. Co prawda, czasem zaświeciła jakaś gwiazda, ale po chwili wracała do mnie rzeczywistość - ta gwiazda nie świeci tylko w moich oczach, a w jej oczach nie świecę ja. Teraz, po tym, co powiedziałaś, wiem, że się myliłem. Świeciłem w jej oczach, prawda? Czy właśnie tym zachowaniem zdmuchnąłem ten malutki, tlący się płomyczek? Widzisz, teraz to ja potrzebuję wskazówek. I potrzebowałem ich przez ten cały czas. Nie miałem odwagi o nie poprosić. A dzięki twojemu dzisiejszemu pomysłowi na odwiedzenie mnie, mogę o nie zapytać. Może zamiast psuć sobie nieświadomie nawzajem życie, tak na prawdę pomagaliśmy sobie zrozumieć, jak bardzo jest nam ciężko? Może dzięki temu wreszcie uświadomiliśmy sobie, co tak właściwie jest tu problemem i co jest potrzebne do rozwiązania go?
  On nic nie mówił, ja nic nie mówiłam. Tego, co nas tamtej nocy spotkało, żadne z nas nie mogło się spodziewać. 
  O godzinie 6.00 położyliśmy się spać. Tamtego przedpołudnia już nie wróciłam do domu. Do szkoły też nie poszłam. Jak i on. 
  Wyjaśniliśmy sobie wszystko, co do czego każde z nas miało wątpliwości. Odpowiedzieliśmy na wszystkie zadane sobie pytania, także te najbardziej osobiste. Zaufaliśmy sobie nawzajem, już tym razem bez strachu o to, że ta ufność nas zabije po raz kolejny. Zaświeciliśmy dla siebie nawzajem. I obiecaliśmy sobie, że to światło nie zgaśnie, choćby świat miał się walić na głowy.
  I wiecie co? Zgasło. Tylko pytanie, które z nas nie dotrzymało obietnicy?

-----
 Wiem. Długo czekaliście.
 Napisane w jeden wieczór bez przerywania. Lubie je.
 Jest tu jeszcze ktokolwiek? Jeśli tak, zostaw coś po sobie. Będę wdzięczna. ♡

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

|1| Chłopiec

|8| Gdyby...